wtorek, 17 lipca 2012

Miejsca mniej znane - Wehikuł czasu - Nowy Glinnik

Dziś chciałabym Was zabrać w podróż. W podróż do krainy dzieciństwa. Mojego dzieciństwa, ma się rozumieć...

Ostatnio w Hiszpanii pojawiła się reklama Aquariusa o ludziach bez swojej wioski, zwanej też miastem rodzinnym -czyli o ludziach sin pueblo - without hometown. Myśląc o sobie zaliczam się właśnie do tej grupy, nie mam miejsca, do którego mogę w wakacje pojechać, jak do siebie, do którego się wraca, żeby odpocząć w rodzinnej atmosferze. 
Jednak mimo tego, mam swoje miejsce, które wypełnione jest wspomnieniami po same brzegi, które każdym szczegółem, pomimo, że tak zmienionymi przez czas, przypomina stare historie. Wiele z nich pamiętam nie tylko ja i opowiadać je pewnie będę swoim dzieciom, gdyż pomimo tylu lat nadal wywołują emocje.. tak zwany wspomnień czar. Właśnie tak: Nowy Glinnik blok 3 m 38, lata 1986 - 1996. 

Jestem zwierzęciem miejskim i za długi czas na łonie natury wywołuje u mnie alergię w sensie dosłownym i w przenośni, jednak kiedy wspominam swoje dzieciństwo mam głębokie poczucie, że miałam ogromne szczęście mieszkać poza miastem. 
Trochę to dziwne miejsce ten Nowy Glinnik. Ani miasto, ani wieś. Wojskowe osiedle w głębokim lesie, z dala od cywilizacji, no dobrze, będąc sprawiedliwą, nie tak daleko, bo zaledwie kilka kilometrów od 70tysięcznego Tomaszowa Mazowieckiego. Piętnaście bloków, lotnisko, sala kinowa, klub garnizonowy, płot otaczający teren i brama wjazdowa, która dawno temu zamykana szlabanem, obecnie jest już otwarta na świat. 

Kiedyś zadbany raj dla dzieci, którego centralnym punktem był Ogród Jordanowski, dziś jak widać zapuszczony i zaniedbany. Zastanawiam się, gdzie obecne dzieci się bawią? Wielka kula, na zdjęciu poniżej służyła, podobnie, jak drabinki powyżej, za pierwszą ściankę wspinaczkową. Co jakiś czas, dzięki znalezionym deskom zamieniała się w ladę sklepową. Nie potrzebowaliśmy zabawek, mieliśmy kamienie różnego kształtu i rodzaju, które dzięki wyobraźni zamieniały się w potrzebne produkty. Zapłatą były zawsze odpowiedniej wielkości liście zerwane z pobliskich krzaków. Te same krzaki - tzw. krzole - służyły za latrynę publiczną dla dzieci. Wszyscy podcieraliśmy się liściem, a kiedy w czasie zabawy przydarzyła się rana po prostu zakrywaliśmy ją liściem babki, przewiązywaliśmy trawą i dalej do zabawy! 

Ślizgawki - zwane też zjeżdżalniami - dziś w przerażającym stanie rozkładu - były świadkami wzlotów i upadków.. dosłownie. Nie jeden zleciał łamiąc sobie rękę, Marysia (czyli moja siostra) wbiegając "pod prąd" na małą przewróciła się i rozcięła sobie brodę, do tej pory prawdopodobnie można wypatrzyć bliznę. Ania S. zjeżdżając latem z dużej do basenu pełnego wody przywaliła głową w murek i przez tygodnie nosiła ciemne okulary zakrywające sińce pod oczami. Tak, napatrzyła się ślizgawka na sceny mrożące krew w żyłach, ale też i zabawy w berka i chowanego, czy też nasłuchała wyznań miłosnych i innych sekretów, i tajemnic szeptanych dziecięcymi głosami. 

Chatka Puchatka - to miejsce na Glinniku było, niemal 20 lat temu, bardzo szczególne. W tej ruinie, którą oglądać można na zdjęciu poniżej moja mama Iwonka i ciocia Ania prowadziły swego czasu knajpę, która gromadziła na piwku i lodach całą społeczność osiedlową. Była muzyka - Fiesta Italiana(!) - tańce, śmiechy i życie kwitnące do późnych godzin nocnych. Do tej pory pamiętam, jaka byłam dumna, że mogę raz na jakiś czas sama nałożyć sobie gałkę lodów! To było coś! A gdyby tak rodzicie pozwolili mi nałożyć ją także dla kogoś... Pamiętam też, jak po powrocie z wakacji, w wieku jakiś 6 może 7 lat, mój tata w geście "tęskniłem za Wami" dał się nakłonić na nałożenie największej dostępnej w ofercie i mieszczącej się w wafelku liczby gałek - czyli pięciu. Finał oczywiście był taki, że chęci przerosły możliwości i choć bardzo się starałam zrobić mojemu rodzicielowi tę przyjemność i zjeść wszystko, co dostałam, to przy trzeciej jagodowej nie dałam rady i poszło do kosza. Nigdy nie pałałam miłością do lodów owocowych - chyba już wiem dlaczego...

Chatka Puchatka sąsiadowała z zadaszonym miejscem do gier, zabaw, jedzenia i picia. Dziś kolejna rudera, kiedyś tak ważna. Kolejne miejsce, które stało się świadkiem krzywdy wyrządzonej mojej siostrze. Przy sprzątaniu i wyrzucaniu butelek na trawę, jedna z nich rzucona moją własną ręką odnalazła czoło mojej siostry. Do tej pory pamiętam ten moment: Wyrzuciłam butelkę w pusty las. Kiedy się odwróciłam w tym samym miejscu stała Marysia, a z jej głowy przez połowę twarzy lała się krew. Blizna.. oczywiście do podziwiana jest. 

Jak wspomniałam najbliższym dużym miastem był i jest Tomaszów Mazowiecki. Czasami zastanawialiśmy się, jak to jest żyć i mieszkać w mieście. Z pewnością ktoś z nas o tym marzył, ale chyba szybko zapominaliśmy biegając po lesie, budując szałasy, odgarniając sankami śnieg z lodowiska, gdzie ciocie uczyły nas jeździć na łyżwach z obowiązkową poduszką podstawianą pod tyłek. Biegaliśmy po rozpadającej się hali sportowej, podziwialiśmy zespół piłki nożnej, którego trenerem był tata Przemka, ukrywaliśmy skarby, byliśmy królami górki, tarzaliśmy się w pokrzywach, hodowaliśmy pod folią przebiśniegi, zanim jeszcze śnieg się rozpuścił. Baliśmy się bunkrów, które były w całym lesie, nie wiedzieliśmy, jak doi się krowy, ale uciekaliśmy przed dzikami na drzewa. Próbowaliśmy zwędzić komuś trochę porzeczek z ogródków działkowych, ale nigdy się nie udawało, bo wszyscy się znaliśmy i kończyło się na częstowaniu. Byliśmy królami życia - dziecięcej krainy marzeń, bez problemów, zmartwień, w naszym świecie, gdzie kwiaty wciągały do krainy baśni!

Od drugiej klasy podstawówki trzeba było iść do szkoły - do miasta! Mieszali nas z miejscowymi! Trzynastka! Wspominać można by wiele. Ja pamiętam powroty specjalnym wojskowym autobusem, gdzie dyżurny żołnierz sprawdzał obecność. Jednak czasem udało się wymknąć czy też schować. Nadal nie wiem jak to robił, że odjeżdżał bez kilkorga dziesięcioletnich dzieci. Wtedy wracaliśmy na pieszo. Było pięknie! Musieliśmy chować się w lesie, kiedy przejeżdżał jakiś samochód, bo z pewnością był to ktoś znajomy i chciałby podwieźć nas do domu. Na szczęście chowanie się w lesie oznaczało poziomki, maliny lub jagody, więc nikomu to nie przeszkadzało. 

W drodze ze szkoły na osiedle trzeba było minąć, zawsze zamknięty(?), przejazd kolejowy. Kiedy teraz patrzę na to zdjęcie, to całkiem zasadne wydaje mi się pytanie szanownej koleżanki Agnieszki W.: " Czy Ty się wychowałaś w Czarnobylu?!"

Jeśli mnie ktoś zapyta, co w Tomaszowie.. To odpowiem, że przede wszystkim "Niebieskie źródła". Jeden z niewielu takich rezerwatów na świecie. Podwodne gejzery zmieniające swoje kolory w zależności od pogody. Miejsce odwiecznych wycieczek szkolnych, z zahaczeniem o schronisko dla zwierząt, które znajduje się w pobliżu. 

Jeśli ktoś z Was tam  kiedyś będzie pozdrówcie ode mnie pana parkingowego, który jest zaskoczony, kiedy chcesz mu zapłacić za bilet, las nad Zalewem Sulejowskim, jaskinie i samotne drzewo na polu za bramami osiedla, gdzie ganiał nas właściciel z motyką.

32 komentarze:

  1. ależ się wzruszyłam.... co prawda nie dzieciństwo lecz najfajniejsze lata mojego świeżego małżeństwa tam spędziłam... W bloku nr 6:) wspomnień moc! niech dziki zawsze pozostaną z nami!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej.. jak miło! Dziękuję za komentarz, choć nie wiem czyj.. Moc wspomnień to prawda! oby kolejne nam się zbierały.. a Glinnik.. cóż, teraz już nie tak bajkowy, jak kiedyś, ale zawsze w sercu.

    OdpowiedzUsuń
  3. urodziłem się na na Glinniku w zimie 1960 r. Strach patrzeć na te zdjęcia.
    Ale dziękuje że są.
    Też mieszkałe w bloku nr 6

    OdpowiedzUsuń
  4. :) to prawda strach patrzeć, zastanawiam się wciąż co teraz robią tam dzieci.. jak wygląda tam życie dziś..

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. hmm.. wiele wnoszący w życie anonimowy komentarz...

    OdpowiedzUsuń
  7. Co do cycków się nie wypowiem , za głęboko schowane jak na młodą damę . ŚP . Pan Piłat dobrym klientem prowadzonych tutaj przez nas interesów był jak żył , zawsze kulturalny i uśmiechnięty . Obecnie to osiedla wrak , wszystkiego , nawet mieszkańców tu brak . To sobie porymowałem :)
    Pozdrawiam autorkę :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Łezka w oku kręci się... mieszkałem na NG w latach 1986-2001, najlepiej wspominanych, można powiedzieć że "w jednej ławce" z autorką od przedszkola do końca podstawówki ;) pamiętam nocne osiedlowe eskapady, ucieczki przed wojskowym patrolem który kiedyś po 22.00 krążył po osiedlu, podartych kurtkach od zimowego zjeżdżania z górki na masce od syreny ;) (sanki już były połamane od skakania z uklepanej ze śniegu skoczni) katowania komarków w okolicznych lasach, wypadów na frytki do Spały (smażyli 100 porcji na tym samym przepalonym oleju ale zawsze kolejka za nimi poniżej 50m nie schodziła :P), całe popołudnia spędzone na rybach nad bajorkiem wśród chmary komarów, lody bambino u Dzidki, spacery w ciemności na działki i korty, podkradanie samochodów rodzicom (ja pierwszy dojechałem do TM bez prawka, oczywiście gacie pełne :P), urodzinowe prywatki, gry w butelkę z koleżankami ;), pierwsze pocałunki, miłości, wzloty i upadki... jedno jest pewne: to nam się wydawało że żyjemy w totalnej nudzie i skrajnym zadupiu, ale po tylu latach wiem, że lepszego dzieciństwa nie mogłem sobie wymarzyć :) i takiego dzieciństwa nie zastąpią dzisiejsze galerie handlowe, komputery, tablety, telewizja i orliki, bo tak naprawdę dzisiaj dzieci nic innego nie mają, nawet NG zdewastowany... :/

    Ślę gorące pozdrowienia Sabinko ;) :*
    LUBEK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubek zapomniałeś napisać o spuszczaniu wina z gąsiora w słoiki po ogórkach i spijaniu go na stadionie :) pierwsze przygody z alko
      Pozdrawiam Tomek

      Usuń
  9. Maćku! Jak fajnie, że tutaj trafiłeś. A jeszcze przyjemniej, że zostawiłeś ślad.

    Przyznam szczerze, że też nadal uważam, że wychowaliśmy się w jednym z fajniejszych miejsc.. Wszystko się zmienia, nie wiem czy chciałabym dziś mieszkać na NG, chyba nie, ale cieszę się, że dorastaliśmy w miejscu, które kryje w sobie tyle naszych historii. Czasem wspominamy, kiedy spotkam się z kimś z naszej klasy:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedyś nad osiedlem sprawowała władze lepsza agencja, a była też inna jednostka. Dbali o wszystko, malowali i sprzątali.
    A teraz rządzą ludzie którzy nie mają o tym zielonego pojęcia, o nic nie dbają ani o osiedle ani o stadion, korty itd. Nie wspomnę już o tym, że sprzedali za grosze taki zaj...ogródek (plac zabaw, boiska, basen, górka) - po prostu masakra.
    Zresztą wszędzie gdzie rządzą jednostki wojskowe MON, jest masakra.
    Kolejną rzeczą jest dawanie żołnierzom co miesiąc kilkaset zł za brak mieszkania mimo tego, że na osiedlu z połowa mieszkań jest wolna, a więc widać jak MON tym wszystkim rządzi. Jeszcze trochę to nikt na tym osiedlu nie będzie mieszkał, a pieniądze będą wydawane dalej bez sensu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak to było magiczne miejsce. Nikt nigdy się nie nudził. Mieszkałem tam w latach 1976-1985 i przyznam, że zawsze z nostalgią wspominam ten czas. Muszę odwiedzić to szczególne miejsce - choć obawiam się, iż ujrzę tylko upiorne obrazki jak ze zdjęć, które przed chwilką obejrzałem. Serdecznie pozdrawiam wszystkich mieszkańców - zwłaszcza koleżanki i kolegów z lat kiedy tam mieszkałem. Mariusz Jaśkiewicz

    OdpowiedzUsuń
  12. Panie Mariuszu,
    Dziękuję za zostawienie śladu..
    Obrazki rzeczywiście upiorne, ale wizyta magiczna, mimo wszystko..

    OdpowiedzUsuń
  13. witam:) to również miejsce moich dziecięcych wspomnień:) ślizgawkę pamiętam do dziś...i zapach lasu :) strasznie mi się tęskno zrobiło za tym miejscem, tym czasem, kompletnie inna rzeczywistością. Czy masz może więcej zdjęć? Mieszkałam tam z rodzicami w latach 83-87....numeru bloku nie pamiętam. Wiem że mieszkanie było na parterze a każdy wracający z pracy pan w mundurze to był mój tatus:) dzieki za te wspomnienia...agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  14. mamamia. Super, że napisałaś. Ja się wprowadzałam, kiedy Ty się wyprowadzałaś. Panowie w mundurach:)))))
    Nie mam zdjęć samego osiedla, wtedy byłam tam tylko na godzinkę, przejazdem.. i ogórdek tak mnie zaskoczył, że nie byłam w stanie robić więcej zdjęć. Dużo zmian. Dużo. Niedługo chyba znów odwiedzę. może pstryknę kilka jeszcze.
    Zdjęcia mam analogowe, ale ze starych czasów, więc i Ty takie masz..

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam Serdecznie Sabinko. Twoje zdjęcia i komentarz wywołały we mnie dreszcze i "burze " wspomnień. Wraz z mężem spędziliśmy na tym osiedlu 27 lat naszego życia. Spędziliśmy tam naszą młodość. Tam urodziły się i wychowaly nasze dzieci. Sabinko były to najpiękniejsze lata Naszego życia. Mąż namawia mnie aby na "majowkę" wpaść do Tomaszowa i odwiedzić miejsce naszej młodosci. Pewnie wybierzemy się na wycieczkę. Gorąco pozdrawiamy. E. Adamska

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  18. Przepraszam ,ale ten sam komentarz powtórzyłam jeszcze 2x. Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  19. witam :) pogadam z tatą jaki to był numer domu:) wyśle ci też moje zdjęcie w metalowej kuli, jak mówił mój tatuś ' w globusie" . cudne miejsce na pewno pojade w wakacje. Mieszkam teraz we Wrocławiu ale po twoich zdjęciach wiem że muszę tam jechac!

    OdpowiedzUsuń
  20. fajnie że nie zapominasz o naszych korzeniach :-) dzieciństwo fantastyczne - potwierdzam. Pozdrawiam Magda z bloku 13

    OdpowiedzUsuń
  21. Powiem tak, mieszkam na Glinniku od urodzenia czyli 16 lat. Niby nie dużo, ale sięgam pamięcią do czasów kiedy to osiedle było zupełnie inne, pamiętam jeszcze bloki przed ocieplaniem, park przed zniszczeniem, zadbany stadion. Co do obecnego Glinnika, to jedyną rozrywką dla dzieci jest tu piłka nożna, co prawda, nie ma tu zadbanego boiska, ale i tak sobie radzą, grają na trawniku przed blokiem nr 2, na garażach oraz na parkingu koło bloku nr 1.

    OdpowiedzUsuń
  22. Kamil, dzięki za komentarz.
    Ja wyjechałam 18 lat temu i w głowie zupełnie inne wspomnienia niż to, co teraz... miejmy nadzieję, że coś się jednak na Glinniku zadzieje. szkoda by było.

    OdpowiedzUsuń
  23. Sabina, co u Ciebie?
    Daj znak zycia. Mariusz
    Z Newady :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Ja mieszkałem Na Osiedlu w latach 1997-2010- przez 13 lat, czyli całe moje dzieciństwo. pamiętam jak w przedszkolu chodziliśmy do parku i bawiliśmy się w krzakach, jak chodziło się na lody bambino do piekarni, grało sie w siatkówkę na trzepakach, albo piłke na garażach. rodzice nie chcieli puszczac nas do parku, bo coś sobie zrobimy, my i tak tam chodziliśmy, pamiętam jak graliśmy w ping ponga albo bilrda w klubie garnizonowym , albo bawiliśmy się na parkingach. moje wspomnienia troche odbiegają od Pani, ale bardzo dziękuję za ten artykuł, aż łezka mi się w oku zakręciła, ma Pani może więcej zdjęć? mieszkam obecnie 300km od Glinnika, węc troche jest :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Niestety, ja już też nie mieszkam na Glinniku i rzadko bywam.. To taka sentymentalna podróż była:)

    OdpowiedzUsuń
  26. Dużo się zmienia ma być orlik na miejscu parku i budują nowy klub stary został zburzony.

    OdpowiedzUsuń
  27. Witam. Jak co jakiś czas naszły mnie wspomnienia dzieciństwa z naszego Glinnika i dopiero teraz natrafiłem na ten opis. Swoisty przewodnik po moich wspomnieniach. Ja mieszkałem tam w latach 1981-89. W jednym z komentarzy przeczytałem o zjeżdżaniu na klapie od syrenki...ciekawe czy była to ta sama klapa na której ja zjeżdżałem - dodam tylko, ze ja robiłem to latem:)Byłem na glinniku kilka lat temu i widok naszego kochanego ogródka ścisnął mi gardło...no cóż co było nie wróci, jednak fajnie mieć świadomość, że jest tak wielu takich jak ja,w których wspomnienia dzieciństwa z Glinnika pozostają żywe...pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  28. Hej, czytając ten wpis aż mi się płakać zachciało bo wróciły piękne wspomnienia z osiedlem.
    Mieszkałem tam od 82-go (czyli od urodzenia:)) do 2006. Kawał życia. Teraz jak przyjeżdżam do rodziców z własną rodziną to mnie w klatce ściska jak to wszystko zostało zmarnowane:/ Wchodząc do ogródka nie chciało mi się wierzyć, że kiedyś to było serce tego osiedla gdzie życie tętniło od rana do nocy.
    ... Pamięta ktoś jak się zaczynały wakacje a wraz z nimi pola namiotowe:)? Łażenie po nocach, rozmowy, śmiech...po prostu życie :)
    Do domu wracało się tylko po to żeby coś zjeść i zaraz na dwór :D

    Tak jak już ktoś napisał... Wychowaliśmy się w najlepszym miejscu i czasie na Ziemi :)

    Sabina Ciebie kojarzę z widzenia jak patrzę na zdjęcia, ale widziałem wpis Lubka, a z nim to już się piwko piło:D Pamiętam jak z Wikim w garażach w bloku nr7 wiecznie coś dłubali przy Romecie:)

    Pozdrawiam szczęśliwców, którzy mieli okazję w tych czasach tam mieszkać :)

    Idzior

    OdpowiedzUsuń
  29. Cześć Sabina,
    Ciesze się, że tu trafiłem. Twój post wzbudził we mnie skrajne emocje :) Z jednej strony przywołałaś cudowne wspomnienia z dzieciństwa a z drugiej, kiedy spojrzałem na załączone zdjęcia to się przeraziłem. Wiedziałem ze Nowy Glinnik popada w ruinę, ale nie byłem tam parę dobrych lat, i to co zobaczyłem na zdjęciach mnie zasmuciło.
    Chce go pamiętać takim jakim był jeszcze zanim "wielki kwiat" spadł z Twojego bloku :), jak godziny spędzało się w basenie a później szło na lody do "chatki", jak grałem w piłę za blokiem Szczepana i jeździłem na rolkach z Gawronem. Namioty porozbijane na trawnikach, rozkopane ulice, które służyły za tor przeszkód kiedy jeździłem na rowerze z Rogiem i jego bratem.
    Chciałbym wymienić wszystkich, z którymi dziele tyle pięknych wspomnień, i podziękować Wam za nie, ale boje się, że o kimś zapomnę. Pozostanę przy gorących pozdrowieniach dla całej klasy "B", rocznik 84 z trzynastki i wszystkich ludzi, którzy jeszcze pamiętają Halibuta :)

    Pozdrówki!

    OdpowiedzUsuń
  30. Ja mieszkałam na Glinniku latach 1960 -70. Były to najwspanialsze lata mojego dzieciństwa. Mieszkałam w bloku chyba 5, tam na dole było przedszkole.Bawiliśmy się w lesie tuż przy budynku, budowaliśmy szałasy, domki, uprawialiśmy ekwilibrystykę na trzepaku, łaziliśmy po drzewach i skakaliśmy po dachach garaży.Wtedy jeszcze tam były działki mieszkańców, gdzie hodowali drób. Zachodziliśmy też na tereny ćwiczeń lotników i tam bawiliśmy się na ich przyrządach, dopóki ktoś nas nie pogonił. Chodziliśmy też na strzelnicę, gdzie zawsze wymyślaliśmy super zabawy. Aż się łezka woku kręci. Byłam tam wiele lat później i dużo się zmieniło. Ten plac zabaw o którym piszesz, wtedy chyba dopiero budowali.
    Też chodziłam do 13, gdzie z osiedla zabierał nas autobus. Pamiętam, ze kiedyś dwóch chłopców, wybrało się na piechotę i pan kierowca wypatrzył ich po drodze w krzakach. Przetrzepał im tyłki i nikt do niego pretensji nie miał, ale już nikt nie chciał się wybrać na piechotę.
    Były to czasy, kiedy jeszcze nikt nie miał telewizora i na Bonanzę chodziło się do klubu garnizonowego. Każda z nas kochała się w małym Joe. Pamiętam też stołówkę, gdzie była część dla zwykłych żołnierzy i druga dla lotników. Oczywiście lotnicy mieli lepsze jedzenie. I pamiętam, że kręcili tam Popioły i Czterech pancernych.
    To były wspaniałe czasy i zawsze z rozrzewnieniem je wspominam.
    pozdrawiam serdecznie autorkę bloga i wszystkich byłych mieszkańcóe Glinnika.

    OdpowiedzUsuń
  31. Witam ja mieszkałam do 1978 roku w bloku nr 1i uważam że to były najlepsze lata mojego dzieciństwa.Lezka w oku mi się kręci kiedy wracam wspomnieniami.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią! To dla mnie ważne.

Facebook Favorites More

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | Best Web Hosting Coupons