sobota, 23 marca 2013

Singapur - Zagramy w "Państwa, miasta.." ?


Państwo – miasto pełne świateł, drapaczy chmur i „białych kołnierzyków”. Najbardziej nowoczesne i jedno z najbogatszych w Azji, nic dziwnego skoro na granicy trzeba płacić podatek za każdą przywiezioną z zewnątrz paczkę papierosów i butelkę alkoholu!
Podobno nie wolno żuć gumy ani palić na ulicy – co do tego nie jestem przekonana, bo albo to tylko plotka, albo mam szczęście, bo ani mandatu, ani pouczenia nie otrzymałam.  Miasto, nad którym wsparty na trzech wieżach góruje srebrzysty Tytanik, a parki przypominają bardziej obrazy z Avatara niż prawdziwą naturę. Niespotykany, zachwycający Singapur może Cię też zaskoczyć gościnnością. Razem z 7 czy też 10 innych osób znajdziesz pod wycieraczką klucz do miejsca otwartego dla wszystkich podróżników i… napijesz się polskiej wódki. Singapur to zdecydowanie jedno z miejsc, które warto odwiedzić  choćby po to, aby zadrzeć głowę do góry i zobaczyć szklane wieżowce, a nie chmury i oczywiście…spotkać Supermana.


Singapur - 20 kilometrowa wyspa na południe od Malezji, właściwie tuż przy samej Malezji. Dostaliśmy się tam z Johor Bahru, o którym wspominałam w poście Malezja bez planu. Zawiezieni przez Sama na granicę przeszliśmy przez wielkie centrum handlowe, żeby wejść do równie wielkiego budynku po stronie malezyjskiej, gdzie otrzymaliśmy pierwszą pieczątkę w paszporcie, później autobus powiózł nas przez most na stronę singapurską. Okazało się, że znaki ostrzegające przez zapłatą podatku od wszelkiego rodzaju papierosów, tytoniu i alkoholu to prawda. Łukasz, z racji, że miał równo 200g tytoniu zapłacił 7 dolarów singapurskich podatku. W momencie przechodzenia obowiązkowej kontroli bezpieczeństwa "dóbr" nie wolno już wyrzucić, pan zabiera paszport i prowadzi do biura, gdzie opłatę uiścić można nawet kartą. Nic dziwnego, że to jedno z najbogatszych państw na świecie.

 Kochamy prosić ludzi o zrobienie zdjęcia, ten pan był mistrzem! Nie sądzicie...?


Państwo, miasto.. wszystkiego po trochu. Na pewno stolica świateł, drapaczy chmur i czystości. 


Podobno nie wolno tam palić poza wyznaczonymi miejscami, czego osobiście nie wiedziałam, ale żadna kara mnie nie dosięgnęła. Podobno też nie można rzuć gumy w miejscach publicznych.. tego nie sprawdziłam. 
Zakazów trochę mają, to prawda i z tego, co zauważyłam ludzie się do nich stosują, jest to dla nich naturalne. Porządek musi być. Choć z drugiej strony to ogromne miasto i ludzie nadal jak te owieczki pchają się przed siebie i nie myślą za wiele. 



Część miasta tradycyjna, chińska czy indyjska dzielnica, a tuż obok niej sięgające nieba wieżowce. Fascynujące i imponujące.


Jakoś nie mam natchnienia na opisywanie, więc miasto świateł i szkła z własnym Tytanikiem, do którego można się dostać na 57 piętro i wiszącymi ogrodami z Avatara pokażę Wam po prostu na zdjęciach... 


Fantastyczna reklama (?), wystawa (?) tuż przed wejściem do kościoła. Pomimo mojego osobistego braku wiary, bardzo mi się spodobała. Mam wrażenie, że daje do myślenia i jest zabawna.  





Udało nam się wjechać na 57 piętro pierwszej wieży hotelu ze statkiem na dachu, czyli właściwie byliśmy na statku. Za wiele zobaczyć się nie udało, po pierwsze przez wszechobecne, brudne szyby, a po drugie z powodu braku karty gościa hotelu. Zupełnie nie rozumiem dlaczego nie chcieli nas wpuścić, żeby pochodzić po dachu i porobić zdjęcia. A tak przy okazji, jeśli ktoś się wybiera, to pamiętajcie ustawić się z jakąś grupka ludzi przy wejściu do windy, bo żeby wjechać nią gdziekolwiek, trzeba użyć karty gościa hotelu...





Wiszące ogrody, gdzie wieczorem obejrzeliśmy spektakl światło i dźwięk są bardzo ciekawe wizualnie. Fajne jest to, że nie trzeba płacić, żeby się po nich przejść, jedynie spacer wiszącym mostem między gigantycznymi metalowymi drzewami jest płatny. Sam spektakl... cóż, ktoś miał pomysł całkiem fajny, ale wykonanie nie powala. Właściwie wszystko z osobna super. Doskonała muzyka, ciekawy pomysł na światła, bo drzewa wyglądają rewelacyjnie, kiedy w nocy podświetla się je na różne sposoby, ale wszystko razem, ostatecznie nie powala. 




Czy warto się wybrać? Z pewnością. Jednak spacer między szklanymi gigantami, światła nocą i malutkie azjatyckie kobietki w sukienkach koktajlowych na każdym kroku warte są odwiedzenia. 




A jeśli ktoś szuka taniej opcji noclegowej, gdyż najtańsze dormitoria kosztują około 13 euro to zawsze jest dom przesympatycznego Tajwańczyka Yesky, który na couchsurfingu zaakceptuje Twoją prośbę o nocleg, wyśle instrukcje ze zdjęciami dotarcia do mieszkania, klucz znajdziesz w szafce na buty, hasło do internetu przyklejone na szafce przy rooterze,  wchodząc do domu na pewno  spotkasz innego gościa odsypiającego podróż, a wieczorem jest duża szansa na napicie się nawet polskiej wódki (!) i zjedzenie,  mojej ulubionej ostatnio, instant noodle soup. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią! To dla mnie ważne.

Facebook Favorites More

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | Best Web Hosting Coupons