Jeżdżąc po tych dalekich krajach często nie mogłam się napatrzeć na ich mieszkańców. Jest to naturalne, są przecież tak inni od tych, których widuje się w Europie na co dzień. Tak, jak ja nie mogłam oderwać od nich wzroku, tak i oni często ode mnie.
Sama nie wiem od czego zacząć. Może od starszych uroczych pań, które spotkałam w Laosie. W pierwszej chwili nie chciały zdjęcia, ale pokazałam im co wyszło i dostałam drugą szansę z uśmiechem i spojrzeniem.
W laotańskich górach wszędzie pojawiają się małe dzieci, wszyscy się nimi opiekują, noszą na rękach i dokarmiają.
Fantastyczna okazja do robienia zdjęć spotkała nas w czasie dość nieprzyjemnej autostopowej przygody. Każe mi to myśleć, "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". Dzieciaki były nami zafascynowane, tak, jak my nimi. Chętnie ustawiały się do zdjęć, uśmiechały, pokazywały angielskiego książeczki, krzyczały "I love you" i pozwoliły ciekawie spędzić te dwie godziny oczekiwania na samochód, który się zatrzyma, aby powieźć nas dalej w świat.
Tajlandia była zdecydowanie bardziej kolorowa i oryginalna. Różnego rodzaju osobliwości można było spotkać za dnia i w nocy, na festynach, straganach i w korku.
Malezja, to już całkiem inny świat. Jest bardziej rozwinięta gospodarczo, a w tym samym czasie zachwyca połączeniem trzech narodowości: Chińczyków, Malezyjczyków i Hindusów. W dużych miastach trudno ludzi fotografować, nadal nie opanowałam tej umiejętności, żeby przed kimś stanąć i po prostu pstryknąć mu zdjęcie.
Filipiny, główne atrakcje wizualne dały nam dzięki spotkaniom z rdzenną ludnością, czyli filipińskimi Aborygenami z plemienia Aeta. Dzięki Ojcu Santosowi mieliśmy okazję trafić w miejsca, które nie są dla turystów, spędzić czas na próbach rozmowy, wielogodzinnych zabawach w morzu z dzieciakami, gdzie uczyły nas swoich gier i po prostu utonąć w ich oczach.Sami przyznacie, że są niesamowite, prawda?
Na zakończenie moje ulubione zdjęcie, widzę siebie w oczach Kairy. To było fantastyczne przeżycie, doświadczenie, być tam i próbować, choć jest się całkiem obcym i czasem pojawiasz się tylko na moment, zastanowić się choć na chwilę, jak żyją, co myślą, co czują i jacy są Ci ludzie.