wtorek, 28 maja 2013

Podróżowanie od kuchni - wcale nie-babskie babeczki


Zimno, szaro i jakoś tak smutno za oknem. Koniec maja, a pogoda przypomina raczej listopad. Nawet na spacer nie chce się wyjść, jedyne, co zostaje na poprawę humoru, to przeniesienie się myślami w jakieś radośniejsze miejsce. Pomyślałam, że pomogą mi w tym ciepłe i rumiane babeczki, zwane też muffinami. Muffinki, muffinki dla chłopczyka i dziewczynki... Jak się okazało, w podróż to i owszem mnie zabrały, ale głównie do równie chłodnej i deszczowej Anglii. No dobrze będąc sprawiedliwą ostatecznie wylądowałam na Filipinach.

Dlaczego do Anglii? Jak to na Filipinach? Wszystko po kolei. Najpierw przepis, bo dzięki niemu dotrę do wyjaśnień. 

Po pierwsze, zachęcona smakowitym przepisem, zabrałam się za ich robienie. Lekko zmodyfikowany, ale baza ta sama. Przygotowałam: 

1. Składniki mokre do wymieszania: 
- szklanka mleka - 250ml
- ok 100 ml oleju 
- 2 jajka 


2. Składniki suche do wymieszania w większej misce:
- 370 g mąki ( ja używam pełnoziarnistej pszennej)
- szczypta - całkiem spora - soli
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- trochę suszonych ziół


3. Kostkę sera feta i paprykę bez skórki - żeby takową otrzymać należy włożyć ją na kilka minut do piekarnika, aż zacznie się robić czarna. 


4. Foremki na babeczki - osobiście zakupiłam niedawno silikonowe, wielokrotnego użytku - te muszą być wysmarowane masłem, babeczki pięknie z nich później wypadają! Jeśli ktoś ma papierowe zwane kokilkami lub papilotkami, to masło zbędne. 


Po drugie wzięłam się za przygotowywanie, czyli:

1. Wszystko zostało wymieszane. Do składników suchych dorzuciłam pokrojone papryki i fetę. A następnie wszystko połączyłam. Składniki mokre wylądowały z misce z suchymi. W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że używanie ubijaczki, takiej, jak na obrazku trochę niżej mija się z celem, bo kawałki fety i papryki jakoś z nią nie chcą współpracować. Zwykła łyżka okazała się dużo lepsza. 


2.  Mieszanie powinno odbyć się dość szybko i niezbyt dokładnie, jak podają wszystkie przepisy. A dlaczego? A dlatego, że dzięki grudkom, które spokojnie zostawiamy w gęstej, ale niemal płynnej masie, nasze muffiny ładnie wyrosną.  


3.  Masę rozłożyłam do foremek, nie do pełna, żeby miały miejsce rosnąć i do piekarnika na 20 minut w 210 stopniach. Wyszły bardzo smakowicie. Kiedy je wyciągnęłam to, aż mi ślinka pociekła. Wy też tak macie? Jecie oczami? Ja zdecydowanie, co więcej, czasem, a nawet dość często, walory smakowe nie dorównują tym wizualnym. Tak też było i w tym przypadku. 


Babeczki są całkiem smaczne, ale (pewnie ze względu na mąkę pełnoziarnistą) dość sycące. Być może ciasto było zbyt gęste, więc może 3 jajka, więcej mleka i byłyby mniej zapychające. Ma to też swego rodzaju zaletę. Przypominają małe chlebki i doskonale smakują z sosem lub zupką ( u mnie był jogurtowo - kaparowy, bo zupa krem z zielonego groszku z miętą i cytryną już się nie uchowała). 


Teraz... wracając do podróżowania, dlaczego przeniosłam się do Anglii.
W trakcie, kiedy babeczki rumieniły się w piekarniku ja przekopałam internet w poszukiwaniu ich historii. Okazało się, że te które popełniłam dziś ja, to ponad 200 letni wymysł, a właściwie modyfikacja między innymi drożdży na proszek do pieczenia, dokonana przez Amerykanów.  To oni, jak pisze na blogu Anna, wprowadzili taką formę muffinów, jaką zna dziś cały świat.



Jednak, jak się okazało, prekursorami w tej kwestii są Anglicy, pomimo, że angielskie muffiny w niczym nie przypominają tych, które widzicie na obrazkach.  Pierwsze muffiny powstawały w rodzinach robotniczych, gdzie przygotowywane były popołudniami z resztek chleba, masy na ciasto i zgniecionych ziemniaków. Muffiny w wersji angielskiej były miękkimi w środku, a chrupiącymi na zewnątrz plackami. Kolejne modyfikacje prowadziły do  pieczenia takich właśnie placków na bazie drożdży. Były one doskonałym dodatkiem do popołudniowej herbaty.


Czytając historię moich pachnących w całym domu chlebków wędrowałam myślami po Morecambe, gdzie kilka lat temu spacerowaliśmy deszczowym wybrzeżem. 




Przeniosłam się do Liverpoolu, równie wtedy zimnego, jak dzisiejszy dzień, rozgrzewającego piwem i muzyką w "pubie Beatles'ów". 


Popłynęłam myślami do Londynu, gdzie zrobiło mi się trochę cieplej, bo w czasie ostatniego pobytu tam załapałam się nawet na chwilę słońca. 


W końcu, myśląc o tych angielskich muffinach zaczęłam się zastanawiać, czy to możliwe, że fioletowe ciastka, moje ulubione na Filipinach, to właśnie ta wersja (co byłoby dziwne, bo przecież nie byli angielską kolonią). W każdym razie, byli czy nie byli, fioletowe, chyba czarna porzeczka, ciastko jest jedną z najlepszych słodkich rzeczy, jakie kiedykolwiek jadłam. 


Tak właśnie piekąc babeczki w ten zimny i pochmurny dzień, znów przeniosłam się w ciepłe klimaty. Dalekie miejsca, które może nie pachną tak wyśmienicie, jak moje babeczki, ale sprawiają, że robi się troszkę cieplej. 

A Wy? Dokąd wędrujecie, kiedy poczujecie zapach muffinów? 

Zdjęcia z Morecambe i Liverpoolu są autorstwa, a także należą do Tomka Wawra. :)


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią! To dla mnie ważne.

Facebook Favorites More

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | Best Web Hosting Coupons