wtorek, 8 kwietnia 2014

Polska - Na talerzu - Od Warszawy po Żywiec


W czasie ostatniej wycieczki do Inwałdu zaczęłam się zastanawiać nad tym, że chyba powinnam zacząć robić notatki nie tylko na temat miejsc "do zwiedzania", ale też na temat miejsc "kuchennych". Dużą część drogi spędziłam na drodze ekspresowej. O ile jeszcze w miastach, szczególnie tych sobie znanych, nie tak trudno trafić na dobry obiad, o tyle przy trasie zajazdów jest tak dużo, że można się porządnie rozczarować. Zapraszam na krótki przewodnik po tym, co udało nam się zjeść przy drodze, po drodze i w drodze między Warszawą a Żywcem. 

Obiad w Krakowie

O zwiedzaniu Krakowa dziś nie będzie. Wspomnieć natomiast mam chęć o pewnej  modnej burgerowni. Przyznaję, iż przystanek Krakowie pojawił się na trasie tylko ze względu na TO miejsce - MaoBurger. Hamburgery - ogromne - miały być równie dobre, jak te z Olkuskiej w Warszawie. Równie dobre nie były, ale niezłe. Świeża bułka, warzywa, dobrze przyprawione mięso za około 20 złotych. To wszystko się zgadza. Jednak, jak dla mnie, zbyt octowe. Jadłam cheesburgera. I sos, i ogórki konserwowe miały pikantny smak octu. Przeszkadzało mi to.  Porcja jest bardzo duża. Jeśli ktoś zje cały, to na kilka godzin pełen brzuch i spokój. Ja kolacji już właściwie nie zmieściłam. Bardzo fajne wnętrze, jasne, przyjemne. Ciekawa historia ptaka Mao, ceraty w kratkę na stołach i czystość. MaoBurger, za Małym Rynkiem w Krakowie, mimo wszystko, jest miejscem godnym uwagi.

Do Inwałdu nie tylko na nocleg

Inwałd to miejscowość w pobliżu Wadowic. Doskonałe miejsce wypadowe na zwiedzanie Małopolski i Śląska. Podczas weekendu mieliśmy przyjemność zatrzymać się w Hotelu Łysoń.  W jego wnętrzu mieście się bardzo ciekawe miejsce. Mini telewizory przy każdym stoliku, piłki w podłodze, ściany pełne amerykańskich plakatów z lat 50-tych i 60-tych. Restauracja Champs, bo o niej mowa, to duża zaleta hotelu Łysoń. 


Po pierwsze: Śniadania! Bufet! Rozpływam się, marzę o takich w domu. Znajdziecie tam wszystko, o czym tylko zamarzycie! Polecam słodkie rogaliki do kawy. 
Obiad lub kolacja też nie gorsza. Przede wszystkim naprawdę duże porcje, za niedużą cenę (12 -30zł). Dwie atrakcje to ogromne żeberka i kilogramowe golonko! Każda z nich 39 złotych. Nie bierzcie na jedną osobę, nie ma szans zjeść. Żeberka przyprawione, wypieczone, palce lizać - dosłownie. Goloneczka - idealna, ze skórką uprażoną niczym w Hiszpanii. Ostrzegam, na jedną ("zwyczajną") osobę to za dużo i smutek, że nie da się rady dokończyć. Próbowałam azjatyckiej zupy na mleku kokosowym. Smaczna, ale bez rewelacji. Bardzo dobry, też nie zjadłam w całości, makaron z łososiem i serem podgórskim. Przy okazji dowiedziałam się, że ser podgórski to tzw. nieoryginalny oscypek. Równie smaczny. 

Ostatni element restauracji to napoje. A dokładniej drinki. Nie dość, że niedrogie, to jeszcze pomiędzy 17.00 a 20.00 dwa w cenie jednego. Z własnego doświadczenia powiem: warto! Nie ma to jak dwie Tequile Sunrise za 16 złotych. 

Słyszeliście o Żywcu?

W Żywcu punktem obowiązkowym jest pijalnia...wody źródlanej? Nie, pijalnia złotego napoju. Browar Żywiec, Muzeum Piwa. Świeże, tanie piwko w barze lub restauracji (pół litra za 4 złote), a na dodatek obiadek. za 10 - 15 złotych. Mogą być pierogi (12zł), może być grillowana kiełbasa z chlebem (10zł), czy też niemieckie białe kiełbaski na kapuście (14zł). Dobrze, tradycyjnie, niemal po polsku. Warto zahaczyć o to miejsce i  poczuć powiew piwnych tradycji. 

Żywiec jednak, jak się okazuje, to nie tylko napoje. Polecam słodki deser tuż za kościołem na ulicy Kościuszki -  włoskie lody, niczym w dzieciństwie! Zaprowadzili nas ludzie - szliśmy za nimi, spora kolejka. Ciekawą sprawą jest sieć fast foodów pod nazwą "Snackhouse Amsterdam". Przyznam, że nie zjedliśmy, bo zapach tłuszczu od belgijskich frytek mnie nie przekonał, ale w sumie trochę żałuję, bo to lokalna sieć. Właściciel pochodzi z Andrychowa, pracował (lub pracuje) w Holandii i postanowił przenieść na małopolski, śląski grunt tamtejsze smaki. Jeśli próbowaliście lub będziecie i spróbujecie, dajcie znać, czy dobre te fryty! 

Papieskie kremówki

Nie ma można mieszkać 3 kilometry od Wadowic i nie skusić się na kremówkę. W Galicjance nie dość, że przyjemny wystrój, miła obsługa i widok na plac to jeszcze przesłodka i ogromna, w moim odczuciu, kremówka kosztuje 3,50 złotego. Za taką cenę (spodziewałam się jakiś 12 złotych...) "grzechem" byłoby nie spróbować. Osławione historycznymi już opowieściami niech staną się jednym z punktów programu w Małopolsce. W niedzielę nie płacimy za parking w mieście... 

Przy trasie

Jedzenie przy autostradzie czy trasie szybkiego ruchu zawsze było dla mnie swego rodzaju problemem. Boję się, ze trafię w jakieś paskudne miejsce, gdzie może i niedrogo, ale niekoniecznie smacznie czy bezpiecznie. Jakieś 100 km od Warszawy, w kierunku Warszawy, więc raczej na powrót, jest miejsce godne polecenia - Restauracja PLAN. Po pierwsze smaczne pierogi możecie zjeść już za 12 złotych. Po drugie - wystrój. Niesamowite miejsce. Przy trasie spodziewasz się zazwyczaj czegoś prostego, schludnego, a tutaj.. niczym w pałacu! Poważnie. Wnętrze przyjemne, bez przepychu, ale tak eleganckie, że w bluzie i dżinsach niemal dziwnie się czułam. Obowiązkowy punkt programu - toaleta damska! Sama nie wiem, czy właściciel to tak na poważnie...




A Wy macie jakieś swoje ulubione miejscówki, gdzieś tam w Małopolsce lub przy trasie? 


3 komentarze:

  1. Jedzenie w podróży to wielce istotny element! Dziwię się tym, którzy wracają z urlopu chudsi o kilka kg. U mnie zawsze szala wagi przechyla się w drugą stronę :). No ale co zjem, to moje!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mi smaka narobiłaś... Mam pod nosem tylko mozzarelkę z pomidorkiem i oliwą a Ty z taakimi żeberkami wyjeżdżasz ?! Znowu dieta pójdzie w kąt...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią! To dla mnie ważne.

Facebook Favorites More

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | Best Web Hosting Coupons