Przeglądam, segreguję i porządkuję zdjęcia, kiedy natrafiam na taki właśnie piękny obrazek. Tunezja wiosną. Tak się zaczęła przygoda z tym krajem. Zimą 2008 roku wzięliśmy udział w programie "Hole in the wall", wygraliśmy, a nagrodę postanowiliśmy przeznaczyć na wspólny wyjazd.
Dokąd na wycieczkę?
Padło na Tunezję. Padło, o zgrozo!, na tak zwane wakacje All inclusive. Nigdy wcześniej na takie nie jeździłam, nigdy później też już nie. Czy jeszcze kiedyś pojadę? Pewnie się zdarzy. A jak było? Sami zobaczcie.Dzięki naprawdę niedrogim wycieczkom trzy razy była grana właśnie tunezyjska północ Afryki, w różnym składzie, w różnych porach roku. Pierwszy raz mały hotel po Nabeulem, drugim razem fantastyczny, ogromny, pełen bungalowów hotel z wyjściem na plażę w Hammamecie, a trzecim razem pokoje na ostatnich piętrach wieżowca w Sousse.
A czym wakacje all inclusive są?
Dla nas były możliwością odpoczynku, zabawy i relaksu nad basenem za dnia i nocą, z animatorami, z opłaconym jedzeniem, do którego, mam wrażenie, naprawdę mieliśmy szczęście. Nie brakowało, było smaczne, a krewetkami na plaży się "napychaliśmy", bo większość wczasowiczów tylko się krzywiła i nakłada sobie całe talerze spaghetti.
Jesteśmy aktywnymi wczasowiczami. Korzystaliśmy z tego, co proponował nam nasz organizator. Pojechaliśmy karmić wielbłądy i tańczyć z lokalsami. Latałyśmy z Magdą na spadochronie przyczepionym do łódki. Były wycieczki na pustynię i wszystko, co w tamtym czasie okazywało się ciekawe i w zasięgu naszego budżetu. Czy warto? Na pewno nie mogę powiedzieć, że nie warto, bo my autentycznie zawsze bawiliśmy się wyśmienicie.
Tunezyjskie miasta
Nikt z nas nie jest i pewnie nigdy nie będzie typem "Przyjechałem, wszedłem do hotelu, nie wyszedłem z niego, wracam do domu". Zwiedzaliśmy okolice, zdychaliśmy w upale, jedliśmy na ulicy...i ku zdumieniu niektórych przeżyliśmy. Były dywany w Nabeulu, rzymski amfiteatr w El Jem, poszukiwania portu i białego piasku w Kelibii, gdzie trafiłyśmy do dzielnic raczej przez turystów nieodwiedzanych.
Oczarowała nas (piszę w liczbie mnogiej, bo wydaje mi się, że odczucia były podobne) starówka - Medina - w Hammamecie, która pozwalała skryć się w cieniu wąskich uliczek, wygrzać na dachach domów z widokiem na lazurowe morze, które zachwyca tak samo na zorganizowanej i samodzielnej wycieczce. Rozsmakowywaliśmy się też w słodkiej, ciepłej, miętowej herbacie i w świeżym i pachnącym soku pomarańczowym.
Raj na ziemi
Z przewodnikiem w ręce wsiadaliśmy do lokalnych busów, które wiozły nas w nieznane. Stolica, jak to stolica - duża, zakurzona i tłumna. Ale to, czego nie zapomnę do tej pory, to Sidi Bou Said - małe miasteczko, które przenosi w jakiś nierealny świat marzeń o doskonałych śródziemnomorskich widokach. Białe budynki (bo odbijają światło), przepiękne błękitne drzwi i okna (bo odstraszają insekty), wszystko to na wzgórzu z morzem w tle. Raj. Czego więcej potrzeba...
Wszystko w cenie
Tak właśnie było na naprawdę niedrogich wakacjach 'wszystko w cenie'. Oczywiście nie do końca tak wliczone, ale nadal wystarczająco atrakcyjne i wtedy naprawdę w zasięgu naszej ręki, a może powinnam powiedzieć kieszeni. Wystarczy pozytywne nastawienie i chęć spędzenia miłego czasu. Myślę sobie, że tak właściwie to chyba nieważne jaki rodzaj wakacji wybieramy, bo zawsze kończy się tak samo - przynajmniej dla mnie. Siedzę na lotnisku czekając na samolot powrotny, w głowie przewijam film z ostatnich tygodni, dni i pomimo, że lubię wracać do domu to zastanawiam się, kiedy i gdzie uda mi się pojechać następnym razem. Też tak macie?
1. dzieki za fotke w rozwalonych okularach:P
OdpowiedzUsuń2. ja tez latałam na spadochronie!!!
3. troche bardziej serio: mam nadzieje, ze "podróżnicy" i podróżnicy po przeczytanie Twojego tekstu pomyslą, ze faktycznie wakacje z darmowym, chrzonym drinkiem nie zawsze są BEEE. Wszytsko zalezy od nas samych!!
Agnieszka