niedziela, 15 lipca 2012

Hiszpania - Madrid - jaki jest każdy widzi

Życie, jak w Madrycie. 


Przysłowie znane chyba każdemu Polakowi. Teraz tylko pozostaje pytanie dlaczego to życie ma być, jak w Madrycie. Spróbuję wyszukać trochę powodów, aby słowo ciałem się stało. Będzie jednostronnie i nieobiektywnie, będzie pozytywnie i optymistycznie. Wątek narzekająco - krytykujący jeszcze się pojawi, ale nie tutaj i nie dzisiaj! Dziś o jasnej i chyba  raczej turystycznej stronie życia tutaj. 

Myślę sobie, że nie całkiem przypadkowo główny plac Madrytu nazywa się 'Sol', czyli słońce... To właśnie tutaj, w centrum Hiszpanii, niczym w centrum wszechświata, odnaleźć można kilometr zerowy, w którym to rozpoczyna się odliczanie odległości do dalszych zakątków państwa i kontynentu. 
Miejsce, gdzie o każdej porze dnia i nocy spotkasz setki ludzi. Madrileños, czyli mieszkańcy Madrytu - czekający na znajomych, zbuntowana i niezbuntowana młodzież rozciągnięta na siedząco i leżąco na chodnikach wokół fontanny, kiedy tylko temperatura wzrasta do ponad 10 stopni. Ludzie po pracy wpadający na szybką kanapkę i sok po pracy do 'Rodilla', później śpieszący w tłumie do domu, po dzieci lub na dalsze zakupy w pełnym sklepów centrum. Dziesiątki turystów czekających na kogoś pod pomnikiem niedźwiedzia. Tak, tłum może męczyć, tłum może krzyczeć i nie pozwalać zasnąć nocą w otaczających plac hostelach, ale tłum pozwala się z w nim zgubić, czuć, że żyjesz, nie być samemu będąc samemu jednocześnie. Ten tłum zawsze obecny na Sol to życie, to energia i zapał, żeby iść coraz dalej. 
Plac w czasie manifestacji zapełnia się ludzi, transparentami, pustymi puszkami po piwie, okrzykami i muzyką. W czasie świąt narodowych jest traktem dla procesji, w czasie świąt regionalnych dla pochodów nie tylko ludzi, ale i zwierząt. 
Wyobraź sobie, że jest niedzielne, styczniowe popołudnie i masz chęć na spacer. Doskonałym pomysłem jest Salamanca - najdroższa, ekskluzywna dzielnica Madrytu. Wysokie, czyste i jasne budynki. Spokój i cisza, a na chodnikach przystanek na kawę, jeśli masz szczęście trafić na zimę, która nie przypomina niczym tej znanej w Polsce, dla mnie to po prostu chłodna jesień. 

Z Salamancą sąsiaduje najbardziej znany park Madrytu - Parque del Retiro. Nazwa oznacza "przejście na emeryturę". Emerytów zalegających, w ramach odpoczynku, na ławkach oczywiście można tam spotkać w niezliczonych ilościach. Ale co w samym parku? Podzielony jest na kilka części. Niemal dziką i naturalnie zarośniętą drzewami, przypominającą las, w pobliżu której odnaleźć można fontannę z monumentem upadłego anioła - Fuente del Angel Caido. Pomnik przedstawia diabła i podobno, wg przewodnika, jest jedyną tego typu rzeźbą w Europie, o ile nie na całym świecie. 

Poza znanym i opisywanym w przewodnikach ucieleśnieniem szatana, spacerując po bardziej zadbanych, zorganizowanych obszarach tego ogromnego parku, spotkacie mnóstwo posągów, pomników, rzeźb i fontann.

W sercu parku znajduje się staw z pomnikiem Alfonsa XII oczywiście, jak wszyscy władcy dumnie, na koniu wznosi się ponad głowami nas przyziemnych, maluczkich. Wokół stawu pomniki różne i różniejsze..a wśród nich ponętne syreny w kobiecych ciałach wyłaniające się z wody pośród morskich stworów.

Kolejny fragment parku, tuż przy wyjściu prowadzącym do Muzeum Prado, całkowicie zaplanowany, przeplanowany i zorganizowany. Wreszcie ukończono wszystkie remonty i aranżacje, w związku z czym można do woli napawać się widokiem poprzycinanych na wymiar drzew i krzewów. 

Wyobraź sobie, że jest późna jesień lub zima, nie lato, kiedy park opanowany jest przez turystów i piknikowiczów. Masz to szczęście, że mróz tego roku Cię nie dopada, wręcz odwrotnie, popołudnie możesz spędzić właśnie w tym parku, leżąc na ławeczce, rozkoszując się śpiewem ptaków lub muzyką jednego z grajków. Jeśli znudzi Ci się leżenie masz kilka opcji do wyboru, wiosłowanie w łódeczce po stawie, wydanie fortuny na portret lub wróżenie z kart, oglądanie pana puszczającego ogromne banki mydlane ku uciesze dziesiątek dzieci biegających w okół niego bez chwili wytchnienia lub po prostu cieszenie się smakiem kawy lub piwka na jednym z kawiarnianych krzesełek. 

 W sąsiedztwie parku nogi prowadzą na plac Cibeles, gdzie wokół fontanny fani piłkarscy świętują każde ważniejsze zwycięstwo madryckiej drużyny. Wtedy na placu budowane są specjalne podesty, dzięki którym piłkarze są doskonale widoczni i fiesta na ulicy może mieć odpowiednie znaczenie i rozmiary. Nad tym samym placem góruje pałac z tarasem widokowym, z którego szczęściarzom, którzy dostaną darmowe bilety (czyli zatroszczą się o nie z wyprzedzeniem, a nie na ostatnią chwilę) udaje się obejrzeć piękną panoramę całego Madrytu. 

Z Plaza de Cibeles droga na zachód wiedzie główną pełną ogromnych, pięknych budynków ulicą Gran Via. Tutaj już w tłumie trzeba samemu wypatrzeć sobie perełki i szczegóły, które się Wam spodobają. Centrum Madrytu to właśnie Gran Via z Bankiem Hiszpańskim, Instytutem Cervantesa, wszystkimi możliwymi do wyobrażenia sklepami i ulicą Montera, która w samiusieńkim sercu miasta, na oczach wszystkich została zagarnięta i opanowana przez prostytutki. Increible! 

W zachodniej części Madrytu zwanej też Starym Madrytem również nie brakuje miejsc, dzięki którym "Życie, jak w Madrycie..." nabiera znaczenia. Mamy Plaza Mayor - czyli główny plac, otoczony z czterech stron przepięknymi kamienicami, na parterze których usytuowane są drogie restauracje i kawiarnie. Odbywają się tutaj, zgodnie z tradycją pierwszego przeznaczenia sprzed setek lat różnego rodzaju targi, niedzielami kolekcjonerskie, w czasie fiest regionalne, a przed bożym narodzeniem świąteczne, ze wszystkim, czego dusza zapragnie. 

Tuż obok głównego placu, znajduje się niewielka, urocza i niezwykle turystyczna uliczka, na której usytuowane jest zabytkowe targowisko Świętego Miguela. Można spróbować tu specjałów regionu. Pomimo, niestety wygórowanej, ceny zaglądam tam raz na jakiś czas i właśnie na samą myśl ślinka mi cieknie!

Dla mnie Madryt to przestrzeń, jasne, dostojne budynki i deptaki idealne do spacerów. Zarówno w centrum miasta, jak i na jego obrzeżach. 


Palacio Real - czyli pałac królewski, zaprasza na darmowe zwiedzanie wszystkich obywateli Unii Europejskiej w środowe i czwartkowe popołudnia. Oczywiście trzeba odstać swoje w kolejce, ale warto zajrzeć do środka, kiedy jest się już na miejscu. 

Sam pałac rewelacji i zachwytu nie wzbudza, przynajmniej we mnie, ale jeśli się tam jest to jeśli nie dla doznań estetycznych, to chociaż po to, aby zrobić sobie jakieś durne zdjęcie. 

Miasto wolności, każdy znajdzie coś dla siebie, wolność wyznania, przyznania, ubrania i kochania. 

Spacery prowadzą często w miejsca, które odnalezione przypadkiem wywołują ciepłe uczucia. Nic dziwnego, zawsze wszystko, co kojarzy się z ojczyzną wzbudza emocje. 

Madryt ma rzekę (!) - Rio Manzanares, oczywiście na niewiele się zdaje latem, bo podobnie jak do Wisły strach do niej wchodzić. Ważne jest, że nadaje uroczego charakteru, podziwiać ją można w całej okazałości podczas wycieczki wagonikami Teleferico w głąb "Madryckie Lasu" - Casa de Campo. 


Na koniec jeszcze jedno miejsce, bliskie mojemu sercu, gdyż właśnie w tek okolicy przyszło mi mieszkać. Plaza de Castilla ze 'złotą pałą' na samym środku, która razi w oczy odbijanym słońcem i centrum finansowym usytuowanym w dwóch pochylonych nad placem wieżach. 

Tak moja ulica nie wygląda już tak zachwycająco, jak centrum Madrytu, ale jest spokojna, cicha, w pobliżu parku i centrum handlowego, czyli w miejscu do życia. 

No i jakie w końcu to życie, jak w Madrycie? - zapytacie. Chyba przede wszystkim różnorodne, nigdy nudne i dla każdego, czy na chwilę czy na dłużej. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią! To dla mnie ważne.

Facebook Favorites More

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | Best Web Hosting Coupons