Przeglądałam zdjęcia i dotarłam do słońca! Do kolorów, które w tej chwili, w ten zimny wieczór, wywołują uśmiech na twarzy! Mam nadzieję, że i Wam zrobi się cieplej.
Tarifa poza tym, że jest najbardziej południowym hiszpańskim punktem, ma jeszcze jeden ważny aspekt, właśnie na tym "końcu Hiszpanii" spotykają się wody morza śródziemnego i Atlantyku! Niby nic takiego, ale przyznam, że to interesujące przeżycie stać na przesmyku i wiedzieć, że po Twojej lewej stronie jest ciepłe morze śródziemne, a po prawej to już tylko ogromny, zimny ocean Atlantycki.
Z Tarify, w której zjadłyśmy całkiem smaczny obiad ruszyłyśmy do Conil de la Frontera. Byla to jedna z kilku możliwości, niemalże wylosowana w czasie jedzenia. Dlaczego wybrałyśmy akurat to miejsce, w tej chwili już nie pamiętam!
Conil.. okazało się całkowicie martwym miasteczkiem, z bardzo smaczna kawą w jednym z niewielu otwartych miejsc!
Conil.. okazało się całkowicie martwym miasteczkiem, z bardzo smaczna kawą w jednym z niewielu otwartych miejsc!
Zrobiłyśmy kilka rund, zanim udało nam się jakimś cudem zaparkować w pobliżu pustego centrum. Nasza super wypasiona bryka, którą zresztą jakimś cudem udało nam wynająć na lotnisku w Maladze bez wcześniejszej rezerwacji, sprawowała się wyśmienicie. A tak przy okazji rada na przyszłość - jeśli przylatujesz nocą i chcesz wprost z lotniska ruszyć dalej w drogę lepiej zainteresuj się wynajmem samochodu wcześniej. Chyba byłyśmy jedynymi w tych wszystkich kolejkach, którego tego myślenia naprzód nie dokonały.
Nieliczne sklepy z pamiątkami okazały się w większości zamknięte, podobnie jak restauracje i bary. Marysi nie udało się ostatecznie kupić pamiątkowego kubka. Wtedy zastanowiłam się po raz kolejny, czy nie lepiej było tutaj przyjechać w sezonie. Ale z drugiej strony, nie jestem miłośniczką tłumów, więc taka podróż prze cichą i spokojną Andaluzję miała w sobie trochę magii i zadumy.
Po raz kolejny były ciche, białe uliczki, kafelkowe obrazki świętych na murach, wieża Guzmana, czyli "rodzinna" wieża Lazaro. Morze, piasek i wiatr. Do tej pory noszę w pokrowcu na aparat piękną muszelkę, którą znalazłam tam na plaży.
Nieliczne sklepy z pamiątkami okazały się w większości zamknięte, podobnie jak restauracje i bary. Marysi nie udało się ostatecznie kupić pamiątkowego kubka. Wtedy zastanowiłam się po raz kolejny, czy nie lepiej było tutaj przyjechać w sezonie. Ale z drugiej strony, nie jestem miłośniczką tłumów, więc taka podróż prze cichą i spokojną Andaluzję miała w sobie trochę magii i zadumy.
Po raz kolejny były ciche, białe uliczki, kafelkowe obrazki świętych na murach, wieża Guzmana, czyli "rodzinna" wieża Lazaro. Morze, piasek i wiatr. Do tej pory noszę w pokrowcu na aparat piękną muszelkę, którą znalazłam tam na plaży.
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią! To dla mnie ważne.