sobota, 5 listopada 2011

Hiszpania - Segovia i deszczowa piosenka

Nie wiem czemu, ale nazwa Segovia przywodzi mi na myśl jakieś filmowe skojarzenia. Stąd też pewnie wpadła mi do głowy deszczowa piosenka. Oczywiście nie sam film był ważny, ale też niesprzyjające okoliczności przyrody. 

Dwukrotna wizyta i za każdym razem deszcz. Taki już urok podróży w kierunku północnym. Otoczone górami mniejszymi większymi miasteczko jest przyjemne, spokojne, urokliwe powiedziałabym. Widoki kojące, kręte drogi, gdzieś w oddali. Kiedy po raz pierwszy wybrałam się do Segovii po raz pierwszy zobaczyłam hiszpańską jesień. Kolorowe liście na drzewach, ciemne chmury na niebie. Listopadowa wycieczka miała niemal nostalgiczny klimat. Mówię niemal, gdyż cały romantyzm odebrała jej grupa, jaką pojechaliśmy. 

Nie narzekam, bo to w ogóle nie o to chodzi. Wręcz odwrotnie. W listopadzie uczęszczałam na swój pierwszy, prawdziwy i na razie jedyny zorganizowany kurs języka hiszpańskiego. Szkoły mają to do siebie, że poza zajęciami lekcyjnymi w godzinach "za dnia" organizują zajęcia fakultatywne. Jednym z nich była ostatnia przed zimą wycieczka. Zlepek wszystkich możliwych narodowości, poziomów, kultur i osobowości. Tak sobie myślę, że to doskonały pomysł uczestniczyć w takich rzeczach, polecam wszystkim, którzy będą mieli okazję. Ja trafiłam na wesołe towarzystwo i nawet deszcz ni wiatr nie był na straszny dzięki temu. 

Segovia. Jechać czy nie jechać? Jak najbardziej "tak", jechać, zwiedzać, chłonąć. Po raz kolejny muszę powiedzieć, że przyjemniej latem. Można tam wtedy z pewnością odetchnąć. Co w tej Segovii ciekawego? Odpowiedź jest prosta: to, co zwykle! Piękna katedra, tym razem z mocnymi akcentami arabskimi w konstrukcji.  Plac główny, z knajpkami, cieniem i przy odrobinie szczęścia paradą i tańcami z okazji święta miasta. W czasie drugiej wizyty cierpliwie czekaliśmy na regionalne tańce, ustawiliśmy się przy barierkach, zajmując strategiczne miejsce z widokiem. Niestety deszcz pokrzyżował szyki i nam, i ubranym w regionalne stroje tancerzom.

Co szczególnego w Segowii poza uliczkami, brukiem i czerwonymi wypłowiałymi dachami, nad którymi góruje starówka? A owszem jest coś. Nazywa się akwedukt. Niby nic takiego, ale muszę przyznać, że mnie oczarował. Tyle set lat! Roamański akwedukt, w przeszłości transportujący wodę na długości kilkunastu kilometrów. Obecnie pozostał tylko kawałek, ale nadal ogromny, potężny, zbudowany z tysięcy kamieni ułożonych jedne na drugich bez użycia jakiejkolwiek zaprawy. Warto dotknąć, spojrzeć i pobyć.  

Na obrzeżach starego miasta na wzgórzu wznosi się przepiękny, średniowieczny, warowny zamek z murami obronnymi - Alcazar. Zachwyca wieżyczkami, żłobionymi wzorami, piaskowym kolorem. Dostojnie góruje i zaprasza na zwiedzanie za ... niestety, jakąś zdecydowanie wygórowaną cenę. 

Przyjemnie pospacerować, odpocząć, jeśli tylko pogoda sprzyja. Jeśli nie..nic nie szkodzi. Można przy odrobinie (lub nie takiej odrobinie) skorzystać z miejscowych atrakcji w postaci przepysznego jedzenia. Z pyszności miałam przyjemność skosztować zupę kastylijską, tradycyjną dla regionu. Bulion z mięsem, warzywami, jajkiem i chlebem, Swoją drogą wreszcie jakaś normalna zupa, o co w tym kraju niełatwo. Bo nazywanie bulionu (bazy na zupę!) zupą, jak dla mnie przechodzi wszelkie pojęcie! Wstyd! 

Poza pyszną zupą największą atrakcją, po którą przyjeżdzają do Segowii wszyscy turyści jest Cochinillo! Czyli pieczony w całości prosiaczek! Rozpływa się w ustach! Przepyszny! Warto skręcić w uliczki i poszukać jakieś mniejszej knajpki, gdzie takowego prosiaczka serwują, gdyż inaczej ceny zabijają. Dalej od głównego placu nie jest dużo lepiej, ale jednak. Nam udało się znaleźć przyjemną małą knajpkę, gdzie oczekiwanie na stolik przy przepysznym winku opłaciło się i skosztowaliśmy prosiaka ze wspólnej "michy"!

Byłam już dwa razy, podejrzewam, że za jakiś czas pojadę po raz trzeci. Oczywiście nie sama, ale z racji odwiedzin kierunek jest dość atrakcyjny, niedrogi i przyjemny. Może uda mi się dotrzeć tam kiedyś w letnie popołudnie, żeby zaznać ochłody w cieniu akweduktu lub ukryć się w jednej z uliczek, gdzie wszystkie budynki pełne są esgrafiado segoviano, czyli wyżłobionymi w tynku przepięknymi wzorami. 

Część zdjęć, które pozwoliłam sobie zamieścić wykonane zostały przez Piotra W. i Natalię N.  w czasie naszej wspólnej zimowej wycieczki. Mam nadzieję, że nie wyrażą głośnego sprzeciwu, cichy zawsze można zignorować i udawać, że się nie dosłyszy..



0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią! To dla mnie ważne.

Facebook Favorites More

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | Best Web Hosting Coupons