poniedziałek, 14 maja 2012

Podróżowanie od kuchni - Smaki Hiszpanii - 10 grzechów głównych cz. I

Tak już mam, wolę wydać kilka euro na jedzenie  niż na wejście do muzeum czy nową bluzkę (no dobrze w tej samej kategorii mieszczą się jeszcze kolczyki - podobne kwoty przeznaczam na ser, jak i na ręczne wyroby z zawieszkami). Kiedy chcę poznać kraj szukam jego smaków.




Każdy kraj ma swój smak i zapach. W Hiszpanii, tam, gdzie byłam, czuć ziemię, sól morza, upał i jedzenie. Wszędzie pachnie jedzeniem. Hiszpanie mają to do siebie, że są głośni i uwielbiają jeść.  Jedzą zawsze i wszędzie. Bez problemu zauważysz, że stoliki restauracji ustawione są dosłownie w każdym możliwym miejscu - na chodnikach, zamkniętych ulicach, pasażach, przystankach autobusowych. Często właściciele ryzykują mandaty, ale i tak wystawiają kilka dodatkowych stolików, bo to pewny zarobek. Mieszkańcy tego słonecznego kraju uwielbiają się spotykać, jeść, rozmawiać, śmiać się. Całe dnie bary pełne są ludzi.

Znajomy z Madrytu często powtarza mi, że muszę na siebie uważać, gdyż tutaj je się przez cały czas (poważnie) i łatwo zdobyć kilka dodatkowych kilogramów. Ma rację, jedzenie i sposób jedzenia tutaj podoba mi się..na tyle, że muszę się ograniczać!


Czym dla mnie jest Hiszpania, jeśli chodzi o jedzenie.. 



Po pierwsze - Gazpacho! 



Kupuję je namietnie w hurtowych ilościach już gotowe, za kilka euro. Jednak chyba długo będę wspomniała tę zimną pomidorową zupę, którą poczęstował mnie Rafa - mój host z couchsurfingu - w Jaen. Przez pierwszy dzień był chory, a drugiego - na pożegnanie - zrobiliśmy sobie popołudnie gotowania! To znaczy Rafa gotował i opowiadał, a ja słuchałam i jadłam! Okazało się, że przygotowanie gazapacho naprawdę nie jest tak trudne, jak myślałam.  Niezbędny był blender, duża ilość świeżych pomidorów, czosnek, świeży ogórek, oliwa (najlepiej ta oryginalna z Jaen, który jest jej stolicą!) i ocet winny! Rafa po prostu wszystko zmiksował, wymieszał w plastikowym słoiku po oliwkach i dolał ogromną(!) ilość octu! Gazpacho jada się tutaj na rożne sposoby, w Barcelonie jadłam samo, na Costa Blanca z ogórkiem, a w Andaluzji (w rodzinie Rafy) podaje się je z żółtym, pokrojonym w kostkę jabłkiem.  

Po drugie  - Paella (paeja)!



 Próbowałam jej w wielu miejscach. Paella de marisco- czyli z owocami morza, Paella Valenciana - z kurczakiem, królikiem i wieprzowiną albo Paella mixta - czyli resztki, wszystkiego po trochu. 

Paellę podaje się zarówno, jako główne danie, na specjalnej patelni - zazwyczaj minimalnie dla dwóch osób, ale też jako pierwsze - mniejsze danie lub jako Tapas - czyli przekąskę. Paelle są różne, jedne mniej smaczne, inne bardziej smaczne, czasem suche, czasem z sosem na dnie. Do tej pory wspominam paelle za 2 euro z baru na wynos w Barcelonie - którą musiałam zjeść palcami, gdyż nie pomyślałam o sztućcach. Jedno jest pewne. Paella to ryż, warzywa, dodatki w zależności od jej typu i żółty kolor - czyli szafran. 

Jesli chodzi o moje próby przygotowania takowej.. Wszystko jest dobrze do momentu dodania do niej owoców morza.. Nie powiem, żeby była niejadalna, ale w knajpach robię lepsze. Muszę jeszcze poćwiczyć.



Po trzecie - Tortilla de Patatas!
Nie ma nic wspólnego z tortillą, czyli znanym w Polsce cienkim plackiem. Jak na mój gust jest  puszystym omletem. Do przygotowania najprostszej poptrzebna jest cebula, ziemniaki i jajka. Liczą się trzy rzeczy (według nauk Rafy, który brał lekcje u swojego brata, który z kolei jest mistrzem tortilli): ugotowane w oleju, cienko pokrojone ziemniaki oraz umiejętność przewrócenia jej na drugą stronę bez rozwalania i ostatnia najważniejsza - mały ogień, żeby nic się nie przypaliło, ale za to pięknie zapiekło. Tortillę podobnie, jak Paelle jada się niemal na każdy sposób, jako danie i jako przystawkę. Najczęściej poza ziemniakami jest w niej papryka,ale to już urozmaicenie.


 Po czwarte - Salmorejo!

Jeśli ktoś podobnie, jak ja lubi gazpacho, to jest szansa, że zakocha się w salmorejo! Specjalność andaluzyjska! Po raz pierwszy próbowałam jej w Cordobie. Gęsta zupa, raczej sos pomidorowy, zimny, z dużą ilością czosnku, pokrojnym jajkiem na twardo i szynką! Przepyszne! Jestem zwolenniczką wyjadania salmorejo przy pomocy bułki zamiast łyżki..




Po piąte - Pipirrana!
Moim guru od jedzenia na tej ziemi jest Lazaro, przyjaciel Rafy, czyli człowieka u którego nocowałam w ramach Couchsurfing. Lazaro uwielbia jeść (ma szczęście być wysokim i szczuplutkim) i dzięki niemu odkrywam hiszpańskie smaki. Z nim i jego znajomymi jadłam czorimori(o których później), z nim próbowałam obrzydliwych (!) uszu świni i to właśnie on, przed wyjazdem do Andaluzji nabił mi głowę nazwami, narysował mapkę regionu i tłumaczył różnice między prowincjami. Kiedy Marysia i Mama przyleciały do Madrytu odważył się, nie mówiąc po polsku i tylko trochę po angielsku (jak na mój gust całkiem nieźle), wybrać z całą naszą trójką na kolację. Dziewczyny po podróży, zmęczone i z ciężarem na żołądku, nie przyzywczajone do dość ciężkiej kuchni, nie popisały się apetytem ani jedzeniem. Lazaro wziął sobie do serca,, że hiszpańska kuchnia taka ciężka i w trakcie naszej podróży po Andaluzji podrzucał kolejne egzotyczne nazwy dań do spróbowania. Dostałam w pewnym momencie pytanie, o to czy jadłyśmy już pipirranę! Szukałam jej w Granadzie, pytałam, jedna z kelnerek wypytała kucharkę i już wiedziałyśmy, że jest to sałatka! Znalazłyśmy ją wreszcie w Maladze! Lazaro dobrze trafił, moja mama ją pokochała, bo lekka zdrowa i bez oliwy.. Dużo papryki, cebulka, pomidorki i surimi lub ośmiornica. Specjał andaluzyjski i znów tak prosty i smaczny.



0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią! To dla mnie ważne.

Facebook Favorites More

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | Best Web Hosting Coupons