Nie jeden raz wychodziłam sama lub z kimś z zamiarem zjedzenia kolacji, jako dania(!), a kończyło się jedynie na tapasach, po których nie miałam już siły na nic więcej.
W założeniu nie powinno się za nie płacić, jednak z czasem stały się w Hiszpanii czymś w rodzaju małego dania. Zazwyczaj będąc w grupie wystarczy zamówić kilka przystawek i nic więcej do szczęścia nie potrzeba. Kiedy przyjechałam do Jaen Rafa poinformował mnie, że właśnie to miasto i Granada, o czym przekonałam się miesiąc później, zachowały tradycję darmowych tapasów podawanych do każdego zamawianego napoju. Na szczęście, jak przekonuję się obecnie nawet w Madrycie można znaleźć miejsce z tradycjami, gdzie Tapasem do piwka nie jest garstka chipsów, ale właśnie coś całkiem pożywnego. Bar del barrio - to w wolnym tłumaczeniu bar dzielnicowy, gdzie zamawia się tylko napoje, które zawsze przychodzą w jakimś smakowitym towarzystwie. Poza tapasami można tam znaleźć kelnerów w tradycyjnym stroju czyli w koszuli i kamizelce, niby nic specjalnego, ale jednak robi wrażenie cofnięcia się w czasie.
Oczywiście mam swoje typy, kilka przykładów tutaj. Co najważniejsze, dzięki tapas można spróbować wszystkiego po trochu, całkiem przydatne przy poznawaniu kraju poprzez kuchnię.
Mamy pinchos – małe kanapeczki, które namiętnie podają w porze między obiadem a kolacją, kiedy kuchnia jest zamknięta. Istnieją miejsca, gdzie jedynym podawanym jedzeniem są właśnie 'pinchos'.
..krewetki (np. w bakłażanie - mój zdecydowany faworyt zarówno pod względem samku, jak i nazwy, gdyż bakłażan - berenjena - to moje ulubione hiszpańskie słowo)..
Flamenquin - czyli ser i szynka w panierce - wszystko tak proste, a pyszne!
Pulpo, czyli ośmiornica.. kolejny nieodzowny fragment kuchni hiszpańskiej. Najbardziej znana, to „pulpo gallego”, czyli po galicyjsku. Podawana na ciepło, z przyprawami (raczej ostrymi) i ziemniaczkami. Jeśli chodzi o mnie, to najbardziej smakowała mi ośmiornica po kartagińsku, jedzona w właśnie w Kartaginie. Dostałam duże kawałki - odnogi, gotowane – tak zakładam, bo nie marynowane, była przepyszna, miękka, rozpływająca się w ustach! Jemy, jemy! Nie boimy się!!!
Ogólnie mówiąc wśród tapasów ważne miejsce zajmują - mariscos - czyli owoce morza. Pod różną postacią, caracoles - ślimaki, zdawać by się mogło charakterystyczne dla znielubianych północnych sąsiadów, odgrywają ważną rolę i często figurują w polecanych daniach.
Myślę, że trudno sporządzić jakąś listę tapas, bo ile miejsc, tyle specjalności domu. Poza wszystkim wymienionym powyżej, obowiązkowo oliwki, młody bób z szynką, szpinak z szynką, mięsko wieprzowe w sosie pomidorowym i wiele wiele więcej.
Po siódme - Patatas!
Ziemniaki podawane są w różnej formie – jako najbardziej znane i kojarzone z Hiszpanią „patatas bravas”, czyli pieczone ziemniaczki w ostrych przyprawach, „patatas allioli” – czyli gotowane z sosem majonezowo – czosnkowym, "patatas alinos" - czyli gotowane ziemniaki z papryką, cebulą, tuńczykiem, zwykłe frytki – „patatas fritas”, a także dokładnie pod ta samą nazwą zamiast frytek często można dostać po prostu paczkę chipsów, więc warto się upewnić. Sałatki – zwykła mieszanka warzyw (warto zamawiać do obiadu, gdyż tutaj nie ma tradycji surówek, a często żadnych warzyw), sałatka z tuńczykiem, sałatka rosyjska, czyli nasza polska tradycyjna sałatka jarzynowa z majonezem.
Kolejna forma to "patatas asadas". Nadal żałuję, że w Jaen nie zrobiłam zdjęcia. Jadłam je po raz pierwszy właśnie tam na fieście. Są to popularne - też głównie w Andaluzji - pieczone ziemniaki. Jeden wielki upieczony w mundurku ziemniak ze wszystkim! Marchewka, kukurydza, pomidorki, oliwki, ser, tuńczyk, szynka.. co sobie życzysz! Niesamowicie proste
i rewelacyjnie smakuje.
Po ósme – dania regionalne!
Kilka ich było, ale te, które najbardziej zapadły mi w pamięć to oczywiście andaluzyjskie salmorejo(które ratuje życie w upalne dni) i pipirrana.
W Madrycie głównym składnikiem dań jest wieprzowina. Ze świni jada się wszystko, podobnie, jak w Polsce.
Można dostać nóżki, uszy – nie smakowały mi, za dużo chrząstek. Callos – czyli sos z wnętrzności, po prostu gęste flaki z cieciorką. Ze wzruszeniem wspominam kelnera w restauracji, gdzie zdarzyło mi się zjeść tę madrycką specjalność. Starszy pan, który tłumaczył mi, co mogę zamówić. Po raz kolejny trafiłam w miejsce bez menu, z trzema stolikami i raczej miejscową klientelą. Skoro callos – to tradycyjne danie Madrytu, to oczywiście postanowiłam spróbować. Pan bardzo się przejmował, bo założył, że nie będzie mi smakowało, choć on bardzo lubi. Polubiliśmy się, kiedy po raz czwarty zapewniłam go, że jest smaczne i ciekawe.
W Segovii tradycyjnym daniem je Cochinillo – czyli pieczony w całości malutki prosiaczek.
Pierwszą i chyba jedyną, jak do tej pory, smaczną – ciepłą(!) zupę zjadłam także w Segovii! Zupa kastylijska przypominała troszkę warzywną, czy też rosół, ale miała w środku kuleczki z mięsa, glutki z jajka i namoczone kawałki chleba. Była przepyszna!
Avila w swoim zestawie regionalnych specjałów ma stek wołowy(z miejscowej hodowli), który nie jest oczywiście niczym szczególnym, ale w moim zestawie dań otrzymał pierwsze miejsce w kategorii 'nazwa'. Ten ogromny smażony kawał mięsa zasłużenie nazywa się - chuleton! - brzmi ciężko, dostojnie i pasuje do właściciela.
W Cordobie, pierwszej nocy, po długich opowieściach pani w autobusie, która chyba ze 20 razy powtórzyła, że to jest właśnie specjalność regionu, zamówiłyśmy „rabo de toro”, okazało się, iż jest to ogon wołowy.
Krążyłyśmy ciemnymi uliczkami, gdzie nikogo nie było, po pierwsze ze względu na porę, a przede wszystkim chyba dlatego, że było już po sezonie. Udało nam się dotrzeć do miejsca, które Marysia znalazła w przewodniku. Duża restauracja z ławami, plastikowymi krzesłami, ceratą na stołach i zafoliowaną jedną stroną menu..... Warto było! Dawno nie jadłam tak pysznego mięsa! Rozpływało się w ustach! Ciekawa, gwiazdkowata kość w środku.. Rewelacja, krótko mówiąc!
Po dziewiąte – Mini chori - mori (czyt. miniczorimori) y Jamon!
Myślę, że jednym z najbardziej znanych i kojarzonych w Hiszpanii tapas jest szynka - jamon serrano lub iberico, w zależności od rodzaju świń, z których się ją uzyskuje. Zasłużenie jest królową tapas i wspomnień z tego kraju, gdyż to przecież od niej w XIII wieku cała historia się zaczęła. Museo de Jamon oczywiście, jak się domyślacie, nie ma nic wspólnego z muzeum. Są to popularne sklepo - bary, gdzie przy szklaneczce piwa można popróbować tychże cudów hiszpańskiej kuchni i ewentualnie zakupić mały, szczelnie i próżniowo zapakowany souvenir.
Po dziesiąte - huevos revueltos!
Według słownika jest to jajecznica. Jednak w rzeczywistości nie ma z nią wiele, a nawet powiedziałabym nic wspólnego!
Jajka owszem zawiera, dwa lub jedno - sadzone! Składa się zawsze ze smażonych ziemiaków oraz pokrywających je dodatków. A tutaj już wedle życzenia: szynka, zielone smażone papryczki, kaszanka, pieczarki, czego dusza zapragnie. Zdecydowanie uwielbiam, mam także swoje szczególne miejsce, gdzie jest pyszna i tania. Pierwsza kolacja z odwiedzającymi właśnie tam!
Także, cóż tutaj więcej mówić... zapraszam. Smacznego!
Jeśli chodzi o hiszpańską kuchnię to jak dla mnie najlepszym daniem jest paella, szczególnie, że umożliwia swobodne łączenie składników, więc jak dla mnie jest to danie idealne.
OdpowiedzUsuń