piątek, 10 stycznia 2014

Filipiny - Ósmy cud świata na dostawkę


Batad i Banaue to słowa, które musicie wpisać do swojego słownika podróży po Filipinach. Mała wioska położna w Kordylierach Filipińskich kryje w sobie widoki, które zapierają dech w piersiach. Ifugao to region, gdzie znajdziecie "pnące się po horyzont" tarasy ryżowe. Nazywane są "Ósmym cudem świata". Jeśli tam zawędrujecie, to pewnie zrozumiecie dlaczego...

Inaczej się pisze z perspektywy czasu. To nie to samo, co tzw. posty z drogi, pisane na szybko, pełne emocji i czasem bez zastanowienia. Od czasy wyprawy do Azji mija już niemal rok, a ja nadal pamiętam, jak dziś wszystko, co oglądam na zdjęciach. Dziś byłam w sklepie z akcesoriami kuchennymi i zobaczyłam "nożyk" do awokado, mango, kiwi i innych tego typu owoców, które należy jakby wyjąć ze skórki. Od razu przypomniał  mi się Santos i Filipiny. Tam mango, które jada się bardzo często, np. z pastą ze sfermentowanym krewetek, wyjmuje się (jeśli jest dojrzałe) za pomocą szklanki. Wyżłabia się je jakby ze skórki. Kiedy jakieś kupię, pokażę Wam, jak to dokładnie wygląda. Tymczasem... Filipiny. Powróciłam myślami i zdałam sobie sprawę, że nadal nie opowiedziałam za wiele o tym kraju, oczywiście poza niesamowitymi świętami Wielkiej Nocy. Jednakże, do rzeczy. 


Podróż na dostawkę

Manila, gorące popołudnie. Kilka przesiadek i docieramy do dworca autobusowego. Szukamy biletów do Banaue na wieczór. Tutaj nie ma autobusów do Banaue. Kierują nas na kolejny "dworzec". Stamtąd też autobusy do Banaue nie jeżdżą. Do trzech razy sztuka. Wysyłają nas do kolejnej firmy, na kolejny mini - dworzec. Kilka ulic dalej. Niedaleko. Jest dobrze. 

- Poprosimy dwa bilety do Banaue na dziś. 
- Nie ma miejsc, ale możecie jechać w przejściu. 
- To nie ma, czy możemy?
- No możecie w przejściu. Na dodatkowych krzesłach. 
- Taniej?
- Nie, ta sama cena. 
- Ok. Niech będzie w przejściu.
- Weźcie ten o 22. Nie ma plastikowych krzeseł, tylko normalne rozkładane. 

I tutaj zaczęła się długa droga i przygoda. 
Jechaliśmy do samego rana. Co przystanek to pobudka, bo ludzie chcą wysiąść i odpocząć, co przystanek młodzi mężczyźni pochłaniający jajka o nazwie 'Balut' -  wtedy jeszcze nie wiedziałam, co to takiego. 



Banaue -  miasto blachy

Na miejscu nagabywacze i jakieś ogromne ceny ze wszystko. Uciekliśmy. Zaszyliśmy się w pustej knajpce. Zjedliśmy śniadanie. Poszliśmy szukać noclegu na "za dwa dni". Nie było. Idzie Wielkanoc, wszystko zarezerwowane - słyszeliśmy. No trudno. znaleźliśmy miejsce z kawą. Turyści jakby wyparowali. Nie spieszyło nam się. Była kawa. Było wifi. Potwierdziliśmy couchsurfingowy nocleg na Wielkanoc i postanowiliśmy opuścić pełne  blaszanych bloków na palach Banaue. 






Kordyliery - czyli pniemy się w górę

Był trójkołowiec o ogromnej mocy i przystanki co chwilę na robienie zdjęć. Było podziwianie ludzi jadących na dachu. Była wędrówka pod górę i milion schodków w dół. Wszystko po to, aby dotrzeć do przepięknego miejsca, które naprawdę potrafi zaprzeć dech w piersiach.






Witajcie w świecie reklamy 

Zanim dotarliśmy do wioski, naszym oczom ukazały się słupy ogłoszeniowe. Przed nami tylko wąska ścieżka (w dwóch kierunkach) i drzewa, a tu już zapraszają nas do swoich "hoteli", restauracji i na tarasy widokowe. Wspaniale... tylko, w którą stronę teraz dokładnie powinniśmy pójść? 

Królestwo blachy

Dotarliśmy na miejsce. Znlaeźliśmy pensjonat w rozsądnej cenie z pięknym widokiem i spędziliśmy wieczór z San Miguelem. 
To niesamowite. Przepiękne stworzone ponad dwa tysiące lat temu tarasy ryżowe i blacha. Dachy z blachy. Czasem ściany z blachy. 




Trudno to opisać

Chociaż trekking, góry, wspinaczka to nie moja bajka - szczególnie odczułam to w drodze powrotnej rano, kiedy ledwo szłam pod górę - to muszę przyznać, że trzeba się zmusić i powędrować do Batad. 
Widok z okna. Poranna mgła schodząca ze wzgórz. Ściany tarasów poukładane z tysięcy kamieni. Młody, kiełkujący ryż. Labirynty kamiennych schodów. Drabiny. Szukanie własnej ścieżki bez przewodnika. Ukryty wśród wzgórz wodospad z przeraźliwie zimną wodą. Tego nie da się opisać. Po prostu warto tam być. Spędzić noc (w górnej części wioski - wspinaczka z dołu to ponad godzina dodatkowej drogi), zamiast uciekać jeszcze po południu.  











Powroty bywają trudne

Tarasy były piękne. Taka jest prawda. Chociaż przyznam, że w czasie powrotu, rano, pod górę, kiedy śniadanie czułam w gardle zamiast w żołądku, plecak mi ciążył, choć był mały, a ubranie kleiło się do mnie, szczerze żałowałam, że tam pojechaliśmy. Myślałam: Nigdy więcej!!!- ładnie to ujmując. 
Teraz jednak wiem, że jeśli trafię na Filipiny jeszcze raz, to też chętnie spędzę w Batad parę dni. Odpocznę od hałasu, zasięgu telefonicznego, zgiełku i zabieganego świata. Ktoś chętny?


4 komentarze:

  1. Pięknie! Faktycznie czasem trzeba się mocno wysilić, ale najczęściej to, co czeka za wzgórzem, za zakrętem czy gdzieś kawałek dalej jest warte tego wysiłku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem chętna, ja! I na podróż "w przejściu" też! Widoki zapierają dech, bezdyskusyjnie zasługują na miano cudu!

    OdpowiedzUsuń
  3. No to miłe Panie! W drogę:) Kiedy teraz śnieg za oknem miło wrócić choć wspomnieniami w to miejsce...

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepiej zabrać śpiwory puchowe, kiedy będą złe warunki na górze to warto mieć gdzie spać.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią! To dla mnie ważne.

Facebook Favorites More

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | Best Web Hosting Coupons